We wreśniu 2003 roku podjęto inicjatywę, aby Szkole Podstawowej w Pliszczynie nadać imię Róży Kołaczkowskiej.
Władysław Jadach –pierwszy kierownik szkoły w Pliszczynie napisał: „... jestem pewny, że wdzięczność dla Tej Pani u dzieci, które tyle dobrego doznały nigdy nie wygaśnie”.
Róża Kołaczkowska, będąc Dziedziczką Pliszczyna, żoną i matką uczyniła swoje życie darem dla wszystkich, z którymi przyszło jej żyć. Darem dla rodziny, dla mieszkańców swojej miejscowości, darem dla Ojczyzny. Wspominają to Ci, którzy Ją jeszcze pamiętają, wspomina Kronika Szkolna. My też powinniśmy pamiętać.
Uroczystość nadania imienia naszej szkole odbyła się 5 czerwca 2005 roku.
RÓŻA KOŁACZKOWSKA
(1883 - 1970)
Róża Krystyna Kazimiera Aleksandra Kołaczkowska urodziła się w 1883 r. w ziemiańskiej rodzinie Jadwigi i Stanisława Boduszyńkich. Otrzymała staranne wykształcenie, znała bardzo dobrze język francuski. W 1905 roku wyszła za mąż za Jana Kołaczkowskiego, absolwenta Uniwersytetu Warszawskiego na Wydziale Przyrodniczym i Uniwersytetu Jagiellońskiego na Wydziale Rolniczym. W wianie otrzymała majątek w Pliszczynie. Początkowo Jan i Róża zamieszkali w Warszawie, a potem przenieśli się do Moszenek w gminie Jastków, następnie do Łabuniek w powiecie zamojskim. Tam mieszkali do 1920 roku. Przemarsz wojsk sowieckich zmusił rodzinę Kołaczkowskich do wyjazdu na zachód, do majątku w Pliszczynie. W 1924 roku w wieku 44 lat zmarł Jan mąż Róży. Śmierć Jana Kołaczkowskiego spowodowała trudny okres dla całej rodziny. Wdowa nie załamała się, gospodarzyła jednocześnie w majątkach: w Pliszczynie i w Łabuńkach, kształciła piątkę dzieci, nie szczędząc na to środków.
Z inicjatywy Róży Kołaczkowskiej do roku 1917 na terenie dworu istniała ochronka dla dzieci pracowników folwarku i wiejskich, w pełni przez nią wyposażoną. W 1917 roku za zgodą władz austriackich, ochronka została przekształcona w Szkołę Ludową. Róża została wybrana Główną Opiekunką szkoły. Od tego czasu Zarząd Szkoły wraz z dziećmi oficjalnie, ale przede wszystkim z ogromną przyjemnością zapraszał dziedziczkę na różne uroczystości szkolne: rozpoczęcia i zakończenia roku szkolnego, opłatek szkolny, uroczystość odzyskania Niepodległości Państwa Polskiego.
Pierwszy kierownik szkoły Władysław Jadach wspomina o wielu inicjatywach Głównej Opiekunki Szkoły, szczególnie zwrócił uwagę na organizowanie z jej pomocą wycieczek do Lublina dla starszych klas. Dziedziczka przeznaczała na ten cel nie tylko pieniądze, ale również dawała furmanki do podwiezienia dzieci. Udostępniała pomieszczenia folwarczne na potrzeby szkoły i remontowała je bezinteresowne. W 1926 roku wczesną wiosną na prośbę nauczycieli dziedziczka przeznaczyła część działki przy budynku szkoły na ogródek szkolny. Osobiście nadzorowała karczowanie działki i przygotowanie jej pod uprawę. Dzieciom przekazała nasiona warzyw, sadzonki krzewów i kwiatów ze swojego ogrodu. W tym samym roku Główna Opiekunka zainicjowała akcję sadzenia drzewek przez dzieci wzdłuż drogi do Lublina W 1933 roku, współfundowała sztandar szkoły w Pliszczynie. W tym samym roku powstało Towarzystwo Popierania Budowy Szkół Powszechnych, którego członkiem była także Główna Opiekunka szkoły, wyróżniając się szczególną aktywnością i ofiarnością. Róża Kołaczkowska w 1934 roku postanowiła sprzedać swoją gorzelnię, po zaniżonej wartości, na nową szkołę, w kolejnych latach ofiarowała jeszcze plac przed budynkiem na boisko szkolne.
W okresie międzywojennym mieszkańcy Pliszczyna znali dobrze swoją dziedziczkę, często bowiem można było ją spotkać spacerującą po Pliszczynie. Do spacerów zachęcał ją nie tylko ładny krajobraz i sprzyjający klimat, ale przede wszystkim jej osobiste zainteresowanie problemami ludzi mieszkających w okolicy. Chętnie wchodziła do chłopskich domów, szczególnie do tych gdzie było bardzo biednie, brakowało pieniędzy dosłownie na wszystko, a przede wszystkim na lekarza. Osobiście dowiadywała się o zdrowie chorych, przynosiła lekarstwa, żywność. Wspierała nie tylko dobrym słowem, ale także uczyła ludzi jak zapobiegać chorobom, odwiedzała kobiety w połogu i dostarczała niezbędnych rzeczy, aby nowonarodzone dziecko przeżyło wraz z matką.
W latach trzydziestych większość wiejskich domostw było krytych strzechą, co powodowało zagrożenie pożarami, które wybuchały często, niszcząc całe gospodarstwa, pogłębiając nędzę polskiej wsi. Róża wielokrotnie, kiedy dowiedziała się o jakimś pożarze w okolicznych miejscowościach, natychmiast z wielką energią spieszyła z pomocą, wspierając rodziny dotknięte nieszczęściem. Bezpośrednio udzielała im materialnej pomocy: dawała krowy, konie lub pieniądze. W 1928 roku, widząc narastające zagrożenia pożarami, na prośbę mieszkańców oddała część gruntów pod budowę remizy strażackiej. Ofiarowała drewno, pracowników i furmanów, aby cała budowa poszła sprawnie i szybko. W dowód wdzięczności strażacy mianowali ją swoją prezesową.
Wspólnie z nauczycielami ze szkoły w Pliszczynie założyła Kółko teatralne i Kółko Śpiewacze, do których należała starsza młodzież z okolicznych miejscowości. Młodzież wiejska, w okresie zimowym, mogła przychodzić na zajęcia świetlicowe do szkoły, mieszczącej się w budynku folwarcznym. Róża Kołaczkowska na te zajęcia sprowadziła instruktorów, aby prowadzili kursy kroju, szycia i gotowania, zapewniając im wynagrodzenie i zakwaterowanie. Życzliwość i dobroć Róży była powszechnie znana, często w swoim domu gościła i wspomagała potrzebujących, bezdomnych.
Okres drugiej wojny światowej przeżyła w Pliszczynie, doświadczając osobiście skutków działań wojennych, ponieważ na terenie dworu stacjonowało wojsko niemieckie, a później sowieckie. Do 1957 roku Róża mieszkała w Pliszczynie, coraz częściej jednak przebywała u syna Andrzeja w Lublinie. W tym okresie za pomoc i życzliwość okazywaną jej przez mieszkańców Pliszczyna odwdzięczała się jak tylko mogła, oddawała swoje pozostałe grunty, maszyny rolnicze, sprzęty, nawet zwierzęta hodowane w majątku. Pamiętała jeszcze o szkole i ofiarowała na potrzeby dzieci swoje pokoje, aby mogły się uczyć. Z powodu braku ośrodka zdrowia, część pomieszczeń przeznaczyła na gabinet lekarza.
W okresie Polski Ludowej sytuacja materialna ostatniej dziedziczki Pliszczyna pogarszała się coraz bardziej. Nie miało to żadnego wpływu na jej postawę wobec ludzi, których ciągle wspierała, odwiedzała, cieszyła się, kiedy komuś coś się udało, na przykład wybudować własny dom lub wysłać dziecko do lubelskich szkół. Żywo interesowała się ich problemami. Wspólnie z mieszkańcami systematycznie co niedzielę chodziła na mszę św. do parafialnego kościoła w Bystrzycy. Kiedy miała powóz i furmana chętnie podwoziła idących na nabożeństwo. W końcu lat czterdziestych i początku pięćdziesiątych sytuacja zmieniła się i to dziedziczka była podwożona przez chłopów do kościoła. Odpowiadało jej to, ponieważ była to okazja do rozmowy i dzięki temu wiedziała z jakimi problemami borykają się mieszkańcy Pliszczyna i okolic. Widząc ich pobożność i gorliwość chciała, aby w Pliszczynie znajdowała się przynajmniej kaplica, która ułatwiłaby im praktyki religijne. Rozmawiała wielokrotnie na ten temat z księdzem proboszczem z Bystrzycy, chciała ofiarować na kaplicę swój największy spichlerz.
W 1957 roku postanowiła sprzedać swój majątek Zakonowi Najświętszego Serca Jezusa. Księża Sercanie zobowiązali się otworzyć kaplicę dla mieszkańców okolicznych miejscowości. Róża Kołaczkowska wyprowadziła się do syna Andrzeja. Stale utrzymywała kontakt z Pliszczynem przyjeżdżając na święta religijne, szczególnie na odpusty.
Zmarła w 1970 roku, została pochowana na lubelskim cmentarzu przy ulicy Lipowej w grobowcu rodzinnym Kołaczkowskich. W uroczystościach pogrzebowych wzięli udział bardzo licznie mieszkańcy Pliszczyna i okolic, składając hołd ostatniej dziedziczce.
Na podstawie Kroniki szkolnej,
rozmów z najstarszymi mieszkańcami Pliszczyna
i członkami Rodziny Kołaczkowskich,
opracowała Ewa Szewczyk